Tym razem – pod wozem.
Przetrwaliśmy niepełne 4h. Wojna była krótka lecz treściwa. Na punkt startu dotarliśmy na czas. Nasz punkt rozpoczynający grę określę trzema słowami – gorszego nie było. Skrajny punkt w narożniku mapy z kilkoma małymi zagajnikami otoczonymi polami. Teren generalnie płaski. Widoczność min. 500m, może nawet 1000m. Teren oświetlony światłami z drogi.
Odnaleźliśmy pierwszy punkt, na którym podebraliśmy gadget „in game” – rurę o długości 1,1 m średnicy ok. 15 cm, ważącą 13 kg. Nie był to łatwy do przeniesienia przedmiot. Ogarnęliśmy sposób przenoszenia, nawiązaliśmy łączność z dowództwem. Namierzyliśmy pierwszy punkt kontrolny i wyruszyliśmy dalej. Jak długo się dało chodziliśmy lasem, przeskakując co jakiś czas otwarte 20-300 m tereny. W końcu dotarliśmy do miejsca, gdzie nie było już innej możliwości niż przejście ok. 300 m otwartego terenu, ograniczonego z jednej strony granicą gry.
Szliśmy na północ. Od zachodu mieliśmy granicę terenu. Wiedzieliśmy już, że jesteśmy namierzani. Przez chwilę było już nerwowo, bo widzieliśmy latarki oświetlające teren. Samochody patrolowały okolicę. Odcinały nas od południa. Słyszeliśmy już głosy tropiących. Zdecydowaliśmy o przeskoczeniu terenu otwartego. Tak naprawdę nie mieliśmy innej opcji. To była akcja „na dwa uda” (albo się uda albo się nie uda).
Po przejściu 250 m odbiliśmy w kierunku małego zagajnika, by znaleźć chociaż minimalną osłonę. Okazało się, że przez zagajnik, a właściwie linię rzadkich drzew, przebiega kanał i większość terenu jest podmokła. W momencie, gdy zbliżyliśmy się do pierwszych, pojedynczych drzew, równocześnie zapaliło się 10 świateł i zostaliśmy rozstrzelani. Okazało się, że byliśmy namierzani od północy, południa i zachodu. Do ekipy, która nas oświetliła z zachodu po chwili dołączyła ekipa z południa. Załatwiło nas min. 10 termowizorów i noktowizorów.

Podsumowując – Dysproporcja pod względem technicznym, ilości amunicji, liczebności ekip, mobilności (minęliśmy min. 3 samochody) bezdyskusyjna. My mieliśmy do zaproponowania tylko całkiem sprawnie operującą ekipę 5 osobową obciążoną nieporęcznym ładunkiem. Teren nam kompletnie nie sprzyjał. Dla wroga był wprost idealny.
Organizacja – całkiem dobrze zorganizowana impreza. Duży jednak minus za niepodawanie celu misji przed grą. Przekazanie szczegółowych map również nastąpiło 10 min. przed grą (dlaczego?).
Nie ma to nic wspólnego z realem. Organizator włożył dużo pracy w OPORD. Dużą wagę przykładał do procedur, podkreślając dążenie do symulacji realnych warunków pola walki, ale całkowicie pominął plan działania dla zespołów specjalnych wchodzących w obcy teren.
Przy takich dysproporcjach nie widzimy jednak żadnego powodu by wszystko pozostawiać improwizacji.
Balans gry (jeżeli w ogóle można powiedzieć, że jakiś był) i tak nie zmieniłby się gdybyśmy poznali chociaż swoje punkty, moglibyśmy opracować jakiś plan działania. Nie jest nam znana żadna operacja, w której oddziały specjalne dopiero po desancie dostają zadania.

Jeżeli gra ma być zbliżona do realu (amunicja real, jedno życie, łączność itp.), to opisany wyżej brak możliwości zaplanowania działania był trochę jak z prostej liniowej gry komputerowej. Powinno się to opracować lepiej. Liczymy, że ta opinia dotrze do ORGA i zmieni zasady w przyszłości.
Dziękuję wszystkim kolegom z SFSG – basshead, Dragon, Wojtyła, Berani oraz Andy-emu, który gościnnie wystąpił w naszym Teamie, za udział w misji ANODA II.
Autor relacji: Berani