Początkowo miało być nas ośmiu. Z powodu choroby i spraw rodzinnych wypadło dwóch. Pozostało sześciu: Berani, Dragon, Jagiel, Niedźwiedź, Pisak i Wojtyła.
Przed milsimem odbyliśmy odprawę oraz nocny trening przygotowujący. Wszytko było dograne na ostatni guzik.

Wyjechaliśmy z Poznania ok. 1000. Po drodze spotkaliśmy naszych kolegów z Salamandry, którzy zmierzali swoim pojazdem na miejsce zbiórki Łowców.
Dotarliśmy na miejsce ok. godz. 1800. Odbyliśmy obowiązkową odprawę i przemieściliśmy się do wcześniej wybranego FOB na południe od granicy operacji. Ok. godziny 2015 wyruszyliśmy w kierunku kanału Gwdy. Mieliśmy do pokonania ok. 2 km w trudnym terenie. Ze względu na duże zagęszczenie ekip przygotowujących się do wejścia w teren poruszaliśmy się skrycie. Właściwie milsim zaczął się dla nas już wtedy. Teren był trudny i dotarliśmy w okolice kanału ok. 2120. W tym czasie wykryliśmy wzmożoną aktywność wroga na drogach dojazdowych do mostów, oraz drogach równoległych do kanału Gwdy. Samochody przejeżdżały kilka metrów od naszych pozycji. W końcu udało się znaleźć odpowiedni moment na przekroczenie kanału. O godzinie 2130 cały zespół znalazł się na terenie wroga.

Początkowo szło nam bardzo dobrze, przemierzyliśmy kilka kilometrów, kierując się na zaplanowany wcześniej punkt. Zaobserwowaliśmy tylko trzy kontakty – drużyny SpecOps. Nie było Łowców.
W trakcie marszu jeden z członków drużyny doznał kontuzji, skręcając nogę w kostce. Postanowił wycofać się z dalszej gry. Ustaliliśmy, że pozostanie jeszcze jakiś czas na swojej ostatniej pozycji, dając nam czas na bezpieczne odejście. Mieliśmy cały czas na ogonie inny zespół dywersyjny w odległości ok. 200-300m podążający podobną trasą. Cały czas mieliśmy wsparcie z naszego TOC. Chory bass (basshead) monitorował naszą trasę i wspierał nas w decyzjach dotyczących nawigacji. Było to nieocenione wsparcie.
O 2330 zaczęło się polowanie na nas. Dwa samochody Łowców (w tym jeden Salamandry) objeżdżały nasze pozycje. Chwilami było naprawdę blisko. Przez moment Łowcy byli ok. 10-15 m przed nami. Bez problemu mogliśmy ich rozpoznać, a nawet zrobić im zdjęcie.


W trakcie ucieczki przed obławą minęliśmy kilka razy pozycję, w której odpoczywał kontuzjowany Niedźwiedź. Postanowiliśmy poświęcić jeden z nadajników, by zmylić przeciwnika. Niedźwiedź został z nadajnikiem i przygotował zasadzkę.
Pozostała część patrolu, manewrując przez ok. 2 godziny w dużym stresie i na wysokich obrotach, ostatecznie wyszła z okrążenia. Wycofaliśmy się w kierunku północno-wschodnim z obławy. Ok. godziny 0300 doszły do nas odgłosy walki i ostatni meldunek Niedźwiedzia. Ze skręconą nogą unieszkodliwił jeden pojazd i wybił połowę składu tropiącego jego lokalizator. Ostatecznie zginął na miejscu.
Patrol posuwał się w kierunku północnym. Ok. 0500 byliśmy blisko punktu Secret Delivery. Rozdzieliliśmy się. Część patrolu miała wykonać obserwację wymiany broni, która powinna się odbyć w sekrecie, o godz. 0830. Niestety w lesie niedaleko planowanej wymiany, był tłok jak na Krupówkach, w nowy rok. Na punkcie znajdował się oddział Nazewu, świecący wkoło latarkami, co nie wskazywało na sekretne podejście łowców do planowanej sprzedaży broni. W rzadkim lesie okalającym teren wymiany, udało się nam zlokalizować min. trzech operatorów przygotowujących się do obserwacji wymiany. Jak dla nas było za tłoczno. Wycofaliśmy się. Postanowiliśmy zdobyć informację w inny sposób.
Zmierzając na RV z resztą drużyny, jeden z członków SFSG natknął się na pojedynczy kontakt realizujący czynność fizjologiczną nr 2, a właściwie kończący ją poprzez zapięcie spodni i rozłożenie szeroko rąk. Odległość do kontaktu nie była większa niż 10m. Berani padł na ziemię. Kontakt wciąż stał tyłem. Nagle z przeciwka usłyszeliśmy okrzyk „KONTAKT” i rozległy się strzały. Operator SFSG korzystając z zamieszania wycofał się ok. 200 m w kierunku zachodnim. Zaległ na ziemi, czekając na dalszy bieg wydarzeń. Strzelanina ucichła. Po dziesięciu minutach na pozycję Beraniego weszło dwóch wrogich SpecOps’ów. Nie zauważyli go. Ewidentnie interesowała ich pozycja, z której wcześniej dochodziły strzały. Berani postanowił zdjąć przeciwnika, odległość nie przekraczała 5-6 m. Operatorzy stali obok siebie. To był pewny strzał. Pociągnął za spust… zaraz – gdzie jest spust?!!!. Nie padł żaden strzał. Wróg odwrócił się i wymierzył w zdezorientowanego operatora. Okazało się, że replika podczas wcześniejszego upadku w marszu (kilka godzin wcześniej) uległa uszkodzeniu. Język spustowy złamał się, uniemożliwiając oddanie strzału.
Berani, sobie znanym sposobem przekonał SpecOps’ów, by go nie zabijali. Ostatecznie darowali mu życie. Zażądali jednak, by operator wziął udział w szturmie na obóz, który wcześniej próbowali zdobyć. „Ale jak bez spustu?” – rób tak, by myśleli, że jest nas więcej. Rozpoczęli skradanie, po chwili opuścili broń. Odebrali komunikat na radiu. Wstrzymali szturm i powiedzieli, że w obozie nie znajduje się wróg tylko ich własny oddział, który już dawno powinien go opuścić. Ostrzelali swoich. Niezadowoleni puścili Beraniego wolno.
Ok. 0700 patrol BADNEWS (SFSG) połączył się. Odpoczęliśmy chwilę po trudach nocy i postanowiliśmy wdrożyć plan B. Wykonaliśmy zdjęcie terenu, na którym odbywało się przejęcie broni (Secret Delivery). Przesłaliśmy zdjęcie do bass’a, który bez przerwy, przez całą noc siedział przy komputerach w TOC, w Poznaniu. Specjalista fałszerz wstawił w zdjęcie terenu sprzęt, który powinien na tyle zaintrygować Szpiega, że powinien przekazać nam dalsze informacje. W końcu o to nam chodziło.
Wyszło nieźle:

Po otrzymaniu od ORG’a koordynat punktu, w którym mieliśmy się spotkać ze Szpiegiem, wyruszyliśmy w pięciokilometrowy marsz. Kilkukrotnie napotykaliśmy kontakty (SpecOps, Łowcy). Nie zostaliśmy wykryci. W okolicy miejsca spotkania ze Szpiegiem ponownie zaroiło się od kontaktów. Byliśmy tam ok. godz. 1200. Pobraliśmy numerek do Szpiega i czekaliśmy na swoją kolej… A poważnie – czekaliśmy aż jedna ekipa wyjdzie z punktu, a druga wejdzie i załatwi swoje sprawy. Nagle pojawiły się dwa pojazdy Łowców. Padliśmy w niską trawę. 100m od naszych pozycji Łowcy wyciągnęli 2-3 osobowy patrol czekający na swoją kolejkę u Szpiega. Nam się upiekło. Nie zauważyli nas. Po chwili pojazdy odjechały. Podzieliliśmy zespół i dwie osoby spotkały się ze Szpiegiem. Szpieg przyjął nasze zdjęcie z ogromnym poruszeniem. Powiedział, że inne zespoły pokazują jakieś plastikowe atrapy rakiet i nie bierze tego na poważnie. Nasze zdjęcie i SPOTREP to jest to, za co Królowa zapłaci informacjami i zaopatrzeniem. Otrzymaliśmy namiary na zrzut Zaopatrzenia oraz punkt stacjonowania Działa, które mieliśmy zniszczyć. Wszystko szło jak po maśle.
Pozostało zorganizować RV i udać się na punkty. Po nawiązaniu łączności z resztą patrolu ustalono punkt RV dla patrolu. Po drodze część patrolu miała znaleźć Zaopatrzenie i dostać się na punkt RV.

Mieliśmy ok. 5-6 km do RV. W trakcie marszu z przyczyn losowych (rodzinnych) straciliśmy jednego operatora. Musiał pilnie opuścić grę i wracać do Poznania. Na punkcie RV zameldowało się ostatecznie 4 operatorów. Dodatkowo jeden z pozostałych członków patrolu doznał kontuzji uniemożliwiającej dalszy marsz. Mieliśmy już ponad 40 km w nogach. Postanowiliśmy działać dalej, chociaż morale nam zjechało z 200% na 10%. Wiedzieliśmy, że to chwilowe. Trzeba było ruszać. Wyszliśmy z punktu. Po 30 sekundach drogą podjechał pojazd. Wyrzucił desant i objechał nas od tyłu. Był wyposażony w wieżyczkę. Powinniśmy się zachować inaczej, ale w tym momencie rozluźnienie i zły nastrój, po raz pierwszy od rozpoczęcia operacji, spowodował chwilowy spadek koncentracji. Zginęliśmy.
Ostatecznie zakończyliśmy naszą operację po 21 godzinach w terenie, z ok. 43 km w nogach.
Poza ostatnią akcją, jesteśmy bardzo zadowoleni z naszego działania. Przebiegało zgodnie z planem, adaptowaliśmy go oczywiście, ale konsekwentnie dążyliśmy do realizacji. Gdyby nie ostatnie, niebojowe w końcu straty i pomimo awarii repliki u jednego z nas, był potencjał, siły i determinacja na ukończenie misji. Zbroimy się i przygotowujemy do następnej edycji.
Autor relacji: Berani